Wieś jako ogród
W minionych wiekach mieszkańcy wsi żyli dużo bliżej siebie, niż obecnie. Osadnicy mieszkali w tej samej miejscowości z pokolenia na pokolenie, pracownicy dworu kwaterowali na terenie majątku, ludzie pracowali razem, żyli razem. Przywiązywali się bardziej do miejsc, ludzi, krajobrazu... W takiej sytuacji spontanicznie rozbudziła się w ludziach idea wsi jako ogrodu - by nie tylko własny kawałek ziemi był tą enklawą spokoju, ale cała okolica.
Poukładajmy sobie obraz wsi końca XIX wieku. Były to często dawne dwory szlacheckie, w otoczeniu domów pracowników majątku, lub "standardowe", szeregowe wsie skupione wokół kościoła, z licznymi małymi gospodarstwami. Nieliczne środki transportu nie tylko minimalizowały migracje ludzi, ale też ograniczały napływ towarów na wieś. Podstawę żywienia stanowiły własne plony, zwłaszcza w okresie śnieżnych zim. Trwały zabory, jednak Polacy uparcie kultywowali swoje tradycje, zwyczaje i wierzenia - na tyle odważnie, na ile pozwalał zaborca. Mieszkańcy wsi, skupieni wokół pracy i Kościoła, nieświadomi zazwyczaj wielkiej polityki czy wpływów epoki, wiedli dość monotonne, przewidywalne życie.
![]() |
U. Lemańska "Wieś za polem" |
Dwa pachnące pasma kolorów
Idąc XIX-wieczną wsią, zwłaszcza tą o zwartej zabudowie, szło się miedzy dwoma wielobarwnymi wstęgami przedogródków. Niezmiernie ważna była ich spójność i wrażenie ciągłości - zwracano uwagę na to, żeby ogródki pasowały do siebie, nie wyróżniały się znacząco na tle ogródków sąsiadów. Wstęgi przedogródków zawierały w sobie powtarzalne wzory gatunków i odmian. Stroniono też od wyraźnych oznaczeń granic działki - kompozycja była otwarta, ewentualne żywopłoty czy murowane ogrodzenia były niskie i nie zasłaniały efektu ciągłości. Kontakty międzysąsiedzkie były pielęgnowane, ludzie nie izolowali się od siebie. Bardzo często w obrębie przedogródków stawiano ławeczki, na których toczyły się popołudniowe debaty sąsiedzkie. Wyjątek tu stanowił dwór czy majątek szlachecki - siłą wyższą wyróżniał się na tle powtarzalnej zabudowy wiejskiej i często odgrodzony był od strony drogi/zabudowy pracowniczej wysokim parkanem bądź murem.
Współcześnie moje poszukiwania takiego otwartego, spójnego układu przedogródków niestety nie przyniosły rezultatu :/ w dobie wszechobecnych, wysokich i gęstych żywopłotów z żywotników, dostępności olbrzymiej ilości gatunków ozdobnych i jeszcze bogatszego wachlarza ich odmian, dawno zapomniane zostały tradycyjne barwne wstęgi wzdłuż ulicy. Jedynym nasuwającym się mi przykładem powtarzalności gatunkowej jest radosna forsycja, zdobiąca przedogródki wielu posesji mojej miejscowości.
![]() |
Krotoszyny - forsycja |
Powtarzalność wzoru
Powtarzające się gatunki i odmiany w obrębie danej miejscowości świadczyły również o izolacji mieszkańców miejscowości. Ograniczenia eksportu towarów w tych maleńkich wsiach zmuszały ogrodników do wymiany sadzonek i nasion między sobą, niejako narzucając im tą jednolitość wśród sąsiadów. Nowe, "obce" rośliny wprowadzane były wyłącznie w ogrodach szlacheckich, skąd jednak wcześniej czy później migrowały one do ogródków wiejskich, oczywiście za pośrednictwem pracowników majątku. Łatwość amatorskiego rozmnożenia danej rośliny była głównym czynnikiem decydującym o jej popularności - dlatego właśnie dużo częściej w staropolskich ogródkach wiejskich można spotkać krzewy (forsycja, kalina, lilak), rośliny cebulowe (mieczyki, tulipany, szafirki) czy byliny (floksy, bergenie) łatwe do rozmnożenia wegetatywnego, lub rośliny siewne - nagietek, ostróżka, bratki, smagliczki.
Podczas mojego zeszłorocznego urlop w Bieszczadach miałam okazję zobaczyć przykład tego "regionalizmu ogrodowego". Mieszkańcy wysokich partii tego regionu są w dużej mierze wyizolowani od "globalnej wioski" - trudno tam znaleźć pocztę czy czynny ośrodek zdrowia, a co dopiero supermarket czy centrum handlowe; w związku z tym bogaty wachlarz gatunków roślin ozdobnych można znaleźć właściwie tylko w ogrodach kilkugwiazdkowych hoteli, a pozostałe, zazwyczaj niewielkie ogródki ograniczają się do floksów (w odmianie ciemnego różu) oraz płożących jałowców. Na znacznym obszarze okolicy Wetliny-Cisnej są to gatunki dominujące w standardowych ogródkach przydomowych. Z całą pewnością dobór roślin w tym regionie, niezależnie czy przy hotelach czy przy chacie, uzależniony jest od surowości tamtejszego mikroklimatu i ograniczeń pielęgnacyjnych (utrudniony dostęp do nawozów, słabe gleby).
Upiększanie przestrzeni wspólnej
Koncepcja wsi-ogrodu nie ogranicza się jednak do prywatnych posesji, a wręcz przeciwnie: koncepcja ta nastawiona jest na wspólność, integrację, pielęgnowanie wartości społecznych. W związku z tym bardzo ważnym jej elementem są miejsca publiczne: plaża, skwer, ścieżka, przystanek... wszędzie tam, gdzie przestrzeń należy do wszystkich.
Izabela Czartoryska w 1808 r. tak namawiała mieszkańców do upiększania tej własności wspólnej:
"Mieszkaiąc na Wsi, naymnieysza łączka, bliski lasek, brzeg Stawu czyli Rzeczki (...), niech będą celem starania Gospodarzów i Właścicielów. Tym sposobem (...), nawet i ten, który Ogrodu nie ma, zrobi go z całego swego siedliska; i milszy będzie czasem, niż wiele innych, wielkim kosztem robionych. (...) Gospodarz czynny, staranny, lubiący wszędzie zayrzeć, niech stroi drzewami drogi, ścieżki, prowadzące na folwark, na trakt, do Wsi, do pola, a będzie blogosławił swoią prac, kiedy w południe, w gorące dni wszędzie idąc, znaydzie chłód i mile zagrody."
Koncepcja parków wiejskich ( "publicznych", nie tych przy majątku) była bardzo popularna nawet w czasach powojennych. Przykładem takiego parku jest z pewnością park kolejowy w Bielicach, mieszczący się między peronem a wybrukowaną drogą dojazdową do dworca - obecnie już mocno zapuszczony i "sprzątany" z pięknych, dawnych nasadzeń. Więcej na ten temat w osobnym poscie.
Żywopłot z wiciokrzewu - nieistniejący już fragment parku kolejowego w Bielicach |
Tawuła van Houtte'a w parku kolejowym w Bielicach |
Drzewa owocowe przy drogach i szlakach
Sadzenie drzew owocowych wzdłuż dróg i szlaków jest widoczne również teraz, jako echo dawnych nasadzeń. Wiele niewielkich miejscowości ma przynajmniej kilka ogólnodostępnych drzew owocowych w swoim obrębie, często należących do starych, dawnych odmian. Moja serdeczna koleżanka wielokrotnie wspominała o jabłoni Koszteli rosnącej w okolicach wsi Ukta w powiecie piskim, z której jabłka smakują jak żadne inne. Teść mój z kolei pamięta z młodości jabłoń rosnącą w pobliżu dawnego mostu kolejowego, a której smak owoców pamięta do dziś (Biskupiec, powiat nowomiejski). Orzechami z drzewa rosnącego przy polnej drodze prowadzącej do wsi Buczek zajada się cała okolica.
Wspaniałym przykładem jest też dla mnie droga w Jawtach Wielkich (pow. kwidzyński) w kierunku Prabut - na odcinku kilkuset metrów nasadzone są liczne jabłonie, lilaki, jarząby.
Ideę tą spotkałam również w Bieszczadach - soczyste jabłka z wiekowych drzew rosnących tuż przy szlaku były wspaniałą nagrodą za pokonanie kilometrów połonin :) Tym cenne są te jabłonie, że w XIX i na początku XXw Bieszczady były rejonem bardzo zdziczałym, oddizolowanym od cywilizacji i dostęp do popularnych odmian drzew owocowych był zapewne żaden.
Smerek, Bieszczady |
Religijne ogrodnictwo
Jeszcze innym przejawem "wspólnoty ogrodniczej" jest obsadzanie kapliczek, cmentarzy i krzyży przydrożnych drzewami i ozdobnymi gatunkami roślin. W dużej mierze zwyczaj ten panuje nadal, chociaż zdominowany przez "bezobsługowe" rabaty z wolnorosnących krzewów i niewymagających bylin. Ale o tym będzie więcej w osobnym poscie :)
Poniżej zdjęcie żywopłotu z bzu przy nieczynnym, poniemieckim cmentarzu w Piotrowicach.
Wsi radosna, wsi wesoła... Trudno się dziwić artystom Młodej Polski, że tą naszą swojską wieś pokochali. Na wieś nie dotarł jeszcze miejski popłoch. Wieś końca XIX wieku prezentowała wszystkie te cechy, do których nawet obecnie współcześnie tęsknimy. Jest tu spokój, szacunek do natury, pracy i drugiego człowieka, pobożność, prostolinijność, taki niewymuszony ład i moralność. Wszystko ma swoje miejsce, każdy ma swoje miejsce, nic nie trzeba udowadniać, nikomu zazdrościć.
Czy to nie o takich wartościach myślimy, wyobrażając sobie siebie samego podczas naszej "idealnej starości"? Mamy obraz tego uśmiechniętego dziadka przechadzającego się po sadzie. Mamy obraz tej dobrodusznej babci siedzącej na ganku.
Co stoi na przeszkodzie, żeby nie czekać z byciem szczęśliwym do emerytury?