Izabela Czartoryska... po Angielsku na Lubelszczyźnie

"Izabela Dorota z Flemmingów Czartoryska (1746-1835): polska arystokratka doby oświecenia, żona księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego. (...) Pisarka, mecenaska sztuki, kolekcjonerka pamiątek historycznych, które gromadziła zarówno w Polsce jak i podczas swoich licznych podróży po Europie. Po utracie przez Polskę niepodległości utworzyła pierwsze polskie muzeum w Świątyni Sybilli w Puławach, które wraz ze zbiorami również założonego przez nią w Puławach Domu Gotyckiego stały się zaczątkiem obecnego Muzeum Czartoryskich w Krakowie."





Tyle wywiemy się z kart Wikipedii. O dorobku Czartoryskiej jako architekta-ogrodniczki można wywiedzieć się z kolei z jej dzieła "Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów" - pozycja ta jest bardzo łatwo dostępna w dobie reprintów, chociażby na stronie www.volumina.pl . Piękne wydanie, bogato zdobione rycinami, jest też gratką ze względu na język pisany: staropolskie, wielokrotnie złożone i mętne zdania, dawne, już zapomniane zwroty, oraz całkowity brak literki "j" sprawia, że niektóre akapity wymagają wielokrotnego przeczytania, żeby zrozumieć co autorka miała na myśli :)






Mówić o Czartoryskiej, nie wspominając o klómbach, to jak nie mówić nic. Jako wielka propagatorka tego angielskiego założenia, zdaje się jako pierwsza zaadaptowała je na nasze polskie ogrody parkowe. A nie były to byle jakie klómby, jako trzy rabatki na krzyż z krzakiem bzu pośrodku; a monumentalne w obecniej dobie obiekty, z grupą drzew w centralnym punkcie i kilkunastoma metrami w przekroju. Klómby umieszczone między wijącymi się ścieżkami parku, powinny umiejętnie przysłaniać i odkrywać kolejne zakamarki ogrodu, nadając mu angielską tajemniczość. Swoje zamiłowanie do orodów angielskich podkreśla na samym wstępie książki, w dalszej części nie wspominając już o tym ani razu, skupiając się nie na pochodzeniu jej pomysłów, a na ich praktycznym zastosowaniu w otoczeniu dworu.


Zwracała też uwagę czytelnika na bezcennym skarbie ogrodu, jakim są drzewa. Drzewo jako rusztowanie ogrodu, drzewo jako posag po przodkach, drzewo jako żywa rzeźba, drzewo jako echo minionej epoki, drzewo jako wiekowy opiekun i cichy obserwator. Ścinanie zdrowego, wieloletniego drzewa w jej oczach było grzechem ciężkim (ciekawe jak by się do tego odniósł pewien minister...). Każde słowo "drzewo" w każdej jego odmianie pisane jest przez autorkę wielką literą.





"Nie iest przesadą w pochwale, nazywać Drzewa naywspanialszą ze wszystkich ozdób, któremi Ziemia iest okryta. W wielkości nic z niemi równiać się nie może. (...)musiemy dać pierwszeństwo Drzewom, ich postaci, galęzistości, powadze, co do wspanialey piękności to iest owey piękności romantyczney, piękności tey, którą przedkłada Malarz lub Poeta, a do której zbliżać się należy, ile możności, w naśladowaniu" (str 5.)


Pięknie opisane gatunki rodzime i zagraniczne, piękne kompozycje drzew, opisy ich prowadzenia i wykorzystania w klómbach stanowią właściwie połowę dzieła. Zgodnie z założeniem angielskiego ogrodu, każdą próba formowania roślin była ich profanacją - więcej na ten temat pisałam w poscie nt. bukszpanu


Izabela Czartoryska, jako ogrodniczka-estetka zwróciła uwagę na upiększanie roślinnością nie tylko własnych zagonów, ale też całej miejscowości. Skłania się tu nie tyle do właścicieli ziemskich, ale bardziej ku zwykłym ludziom, nie szczycących się ogrodem. Pisze wiele o obsadzeniach poboczy drzewami owocowymi, ozdabianiu otoczenia ławeczek czy studni wiejskich kwitnącymi krzewami. Więcej o tej idei wsi jako ogrodu zamieszczę w oddzielnym poscie.





Popularne posty